fake

fake

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 4



                      ,,Powoli odsłoniłem kołdrę, ale nie spodziewałem się takiego widoku."

                                           

    Pod pierzyną nikogo nie było.I co teraz? Szybko pobiegłem po Grega budząc go ze snu. Oboje postanowiliśmy przeszukać dom, żeby upewnić się, czy, aby na pewno uciekła. A może jest w łazience? A co z tą krwią?
Po przeszukaniu obu pięter została nam tylko łazienka. Ta przed którą były kropelki krwi i ta, w której lustro było całe pomazane. Gdy już byliśmy pewni, że nie bierze prysznica, nie je śniadania, nie ogląda telewizji postanowiliśmy przeszukać dokładniej łazienkę. Może zostawiła jakiś liścik albo jakieś kolejne zaskakujące rzeczy tutaj znajdziemy? Kiedy przeszukiwałem półkę z szamponami zawołał mnie Greg, który w tym momencie leżał pod pralką. Ku mojemu zaskoczeniu wyciągną z niej nie jakieś koty, ale wiklinowy koszyczek. Szybko wyrzucił jego  zawartość na ziemię i oboje skanowaliśmy jego zawartość. Jest źle. Po zapoznaniu się z zawartością tak niewinnie wyglądającego koszyczka wsadziłem jego zawartość do środka, a Greg w tym momencie poszedł się ubrać. Gdy już wszystko było schowane pobiegłem do mojego dotychczasowego pokoju i z walizki wyciągnąłem pierwsze lepsze jeansy i bluzę. Przed wyjściem z pokoju wziąłem telefon sprawdzając godzinę 5:30. Zanim pogoniłem mojego brata sprawdziłem sypialnie rodziców i wujków. Nie ma ich. Szlak. Szybko zbiegłem po schodach, ledwo przeżywając i spotykając Grega ubierającego buty przed wyjściem. Ubrałem swoją kurtkę nałożyłem czapkę i buty. Gdy tylko otworzyłem drzwi lodowaty podmuch śniegu uderzył naszą twarz dostawałem kurwicy jak wyobrażałem sobie, gdzie teraz może być tak bezbronna i krucha osoba jak moja mała Vicky. Kiedy z Gregiem wyszliśmy z posesji Harrisów bladego pojęcia nie miałem gdzie może się teraz znajdować. Greg, podobnie jak ja, gdy się zdenerwuje nie myśli trzeźwo. Staliśmy tak przed domem i rzucaliśmy sobie hasła
-Sklep
-Koleżanka
-Park
-Chłopak
-Klub
Ale na nic się one nie zdały. Co ona, by mogła robić w sklepie? Chwila jest 5 nad radem wszystkie są zamknięte. Koleżanka? też raczej odpada, o ile się zdążyłem zorientować Vicky nie cieszy się popularnością w szkole. Park? przecież znajduje się 0,5 godziny samochodem stąd. Chłopak? odpada. Klub? Nigdy.
No dobra i co dalej? po około 5 minutach stania na dworze i rzucania zaklęć nie czułem już palców u stóp, a co dopiero ona?, ile ona już marznie? Gdzie marznie? I, czy żyje?
Nie stop nie myśl tak! Miałem już dość stania i czekania nie wiadomo na co i tak, po prostu zacząłem iść przed siebie. Greg chyba pomyślał, że wiem, co robię, bo widziałem w jego oczach cień nadziei. Jednak niestety nie braciszku. Zacisnąłem usta w prostą linię a brwi zmarszczyłem. Najracjonalniejsze wyjaśnienie, to to, że ktoś ją porwał. Na samą myśli przyśpieszyłem kroku. Nerwowo zacząłem rozglądać się dookoła. Cholera po raz pierwszy ją odwiedziłem. Nie mam bladego pojęcie, gdzie ja teraz jestem i ,gdzie iść dalej.
Kiedy tak się rozglądałem wpadłem w 1.5 metrową zaspę i dopiero, wtedy zorientowałem się, że wokół nas nie ma nic poza śniegiem. Śnieg był wszędzie a z tego co zdążyłem zauważyć drogi są nie przejezdne. Nagle dmuch wiatru przypomniał mi, że nie jestem w stanie nic zrobić. Ja Niall Horan ze słynnego zespołu, wielki gwiazdor stoję w zaspie w ogóle nie wiedząc, gdzie. Stoję i nagle przyszła do mnie myśli wysłana z niebios!
-Greg, Julia!- krzyknąłem
- Co? o czym ty mówisz?!
Odpiąłem zamek błyskawiczny swojej kurtki z wygrzebałem w niej mój telefon. Szybko odblokowałem go i wszedłem w internet nie zwracając uwagi na mojego starszego brata, który krzyczy abym mu wyjaśnił. Ni za cholerę jestem w transie.
-Niall cholera jasna czemu się uśmiechasz! Nie wiem, czy wiesz na nasza baby znajduję się nie wiadomo gdzie nie wiadomo z kim i w ogóle nie wiemy, czy ona jeszcze żyje! ,więc może raczysz mi wyjaśnić co cię tak bawi?
- Dobrze ale to w drodze nie mamy wiele czasu!
-Jakiej drodze? Do czego? Niall do cholery wytłumacz  mi gdzie biegniemy!
-Greg wykaż się inteligencją i powiedz mi jaki dziś dzień!
- 15 stycznia! i co z tego?
-To że równe pół roku temu zginęła Julia.
- I co z tego! Nie zmieniaj tematu i powiedz gdzie biegniemy!
-Cmentarz!!!
Droga na cmentarz była długa, za to biegnie się tam prosto jak w mordę strzelił. Kiedy się tam zbliżaliśmy zacząłem analizować wszystko. Ten krzyk to był jej krzyk. Przez ten koszyk jest jaka jest, bo on nie pozwala jej zapomnieć. Te cięcia nie są tylko na rękach. Ale skąd była ta krew? Coś z tym trzeba zrobić! Trzeba ją wyciągną z tej żałoby! Tylko jak?
-Niall, a jeśli, to nie jest ten cmentarz?- kurcze nie przemyślałem tego.
-Greg pamiętasz, kiedy przyjechaliśmy tu na pogrzeb? Powoli zaczynam przypominać sobie szczegóły zaraz powinno, by być drzewo, a zaraz potem po lewej powinna stać ogromna willa.
-Niall drzewo!!!
-Wiedziałem!- na moje usta wkradł się delikatny uśmiech. Ale co z tego nie jest powiedziane, że akurat tam będzie, a może jej już nie będzie? Kiedy wyobrażałem sobie czarne scenariusze co zobaczymy na cmentarzu przyśpieszyłem jeszcze bardziej.
-Jest willa! Gdzie teraz?
- W prawo!
po prawej znajdowało się wejście na cmentarz. A przed, nim masywna brama którą bez większego wysiłku popchnąłem. Nic mi nie przeszkodzi w dostaniu się do niej!
 Jesteśmy już w połowie dotarcia do 'baby' teraz wystarczy tylko znaleźć grób. Cholera, ile osób umarło w przeciągu tak krótkiego czasu. Cmentarz był nie do poznania, a w dodatku pora roku i czasu w jakim przybyliśmy tu nie pomaga!
- I co teraz?- wysapał Greg opierając się o swoje kolana.
-Rozdzielamy się!
Greg pobiegł w prawo, a ja w lewo. Cholera jestem tu 2 raz w życiu jak mam się domyślić, że to akurat, to miejsce? Przede mnom były setki nagrobków, a ja byłem sam. Podbiegłem do pierwszego lepszego nagrobka i zacząłem ścierać śnieg z miejsca, w którym były inicjały zmarłych
-Vanessa Hall- pudło
-Alexis Rodigues- pudło
-Hannah Martin- pudło
Jeżeli tak dalej pójdzie moje ręce mogą długo nie przeżyją. Ale ja się tak łatwo nie poddam!, chociaż te ręce miałby, by mi odpaść ja się nie poddam! A, jeśli nawet, to mam jeszcze nogi!
-Niall! Niall!- usłyszałem krzyk brata dosyć daleko. Stanąłem na równe nogi zacząłem się rozglądać po, nim całym i miałem wrażenie jakbym był sam. Gdzie on do cholery jest?!
-Niall tutaj!
-Gdzie?!
Czułem się wtedy, jak dziecko. Mały bezbronny Nialler stoi po środku ogromnego cmentarza o 6 nad ranem w styczniu i nasłuchuje wołania brat. i co teraz? tylko się rozpłakać. A co, jeśli, to wszystko mi się tylko wydawało i Greg i Vicki śpią sobie teraz spokojnie, a ja mam jakieś halucynacje?
Na szczęście (albo nie) dostałem śnieżką w tył głowy, a gdy się obudziłem zobaczyłem czerwone światełko na przeciwko mnie. Znicz! Ale skąd do cholery jasnej tam robi znicz i czemu on się jeszcze pali, skoro tak wieje?
Kiedy podszedłem bliżej zobaczyłem kucającego Grega(dzięki Bogu, czyli, to mi się nie przyśniło) przed pewnym pomnikiem. Pomnikiem należącym do  Juli Evans!
-Niall co z tobą? wymyśl coś!!
-dlaczego tu stoimy? powiedziałem bardzo spokojnie.
-To grób Juli!
-Ale nie naszej!
-I co z tego Niall podejdź tu!- spełniłem jego rozkaz. Podszedłem do chłopaka ściskającego zaspę śniegu przed grobem dziewczyny, o której pierwszy raz słyszę.
Gdy poszedłem bliżej zaspa zmieniła się w blondynkę leżącą na kolanach mojego brata.
-Szybko zrób coś- wrzeszczał Greg, a ja się czułem jakbym był w jakimś śnie. Podszedłem do niej i złapałem jej policzek lodowaty. Sprawdziłem puls, którego tam nie było i dopiero, wtedy pojąłem, że tylko minuty przesądzą o jej życiu. A jeśli ona nie żyje? Szybko cofnąłem swoją rękę od jej twarzy i jak oparzony odskoczyłem na śnieg.
Niall proszę ocknij się i zadzwoń po karetkę- Jednak ja się nie ruszałem przed oczami przeminęły mi chwile, w którym moja mała Vicky bawiła się ze mną w piaskownicy opalała się na plaży, kąpała w basenie, dawała rady na temat pewniej dziewczyny i jak bardzo płakała przy naszym rozstaniu nagle po wspomnieniach pojawiły się myśli dotyczące przyszłości. Widzę jej pogrzeb jej nagrobek postawiony tuż obok siostry jej rodziców w czasie żałoby.NIE jedna z moich przyszywanych sióstr już straciłem nie pozwolę jej na to!
Nagle poczułem się, jak wyrwany z jakiegoś transu wszystko ocknąłem się i zadzwoniłem po karetkę. Niestety, oni nie mogli jak się tu dostać przez śnieg na drogach. Podali nam wskazówki co robić i jak się dostać do szpitala. Razem z bratem pobiegliśmy w stronę najbliższego szpitala.
    Kiedy dobiegliśmy wszystko było już przygotowane. Greg położył naszą kruszynkę, a ja spojrzałem na jej twarz która była cała oziębła nie miała już zdrowego koloru, a na jej włosach był szron. Nie wiadomo jak długo tam była.
Chciałem wejść tam, gdzie ją zawieźli, ale najpierw trzeba było powiadomić rodziców i wypełnić kartę.
   
Siedziałem na tym plastikowym krzesełku już którąś godzinę z rzędu, jednak nikt nie postanowił nas powiadomić o jej stanie. Nie mogę jej stracić! Jeśli ona umrze to będzie, to tylko i wyłącznie moja wina, gdybym wcześniej zadzwonił może było, by już po wszystkim? Dlaczego jej nie pilnowałem? Czemu nie zareagowałem na jej krzyk? Co mnie zatrzymywało, żeby jej nie odwiedzić w tych trudnych chwilach. Jeśli coś jej się stanie to będzie tylko i wyłącznie moja wina! A, jeśli przeżyje spróbuje odrobić nasz stracony czas.
    W tle słyszałem czyiś płacz co jeszcze bardziej poruszyło moje poczucie winy.

Pod wieczór wyszedł jakiś lekarz i powiedział, że zrobili co mogli, a teraz leży w śpiączce.
       
  Czyli jedną stopą jest już na 2 świecie

Wszyscy wiedzą, że nie wiadomo ile ta śpiączka potrwa. może godzinę dzień miesiąc rok, a może już w ogóle się nie obudzi? Przecież była taka młoda tak piękna i słaba.
    Musiałem wyjść przed szpital, żeby odsapnąć.
    Rozejrzałem się i zobaczyłem tylko śnieg. Mnóstwo śniegu. To on ją zabił! 
Po smutku nie było już śladu, za to zastąpiła nienawiść schyliłem się wziąłem trochę śniegu w ręce i uformowałem z niego kulkę. Rzucałem przed siebie krzycząc głośno. Kiedy opadłem z sił usiadłem na krawężniku przed szpitalem i spuściłem głowę.
 - Musze do niej wracać! Co, jeśli się już obudziła?!-zerwałem się na równe nogi i pobiegłem w stronę szpitala, ale niestety wpadłem na mojego ojca, który wmawiał mi, że to nie moja wina i, że  jestem już przemęczony. Jednak nie miałem ochoty wdawać się z, nim w kłótnie.
   Wróciłem na moje plastikowe krzesełko i spojrzałem na moje ręce, nie pokoił mnie w nich kolor, jednak, to teraz nie ważne! Nie mogę opuścić tego miejsca, chociaż na chwilę. Przechodząca pielęgniarka ukucnęła przede mnom spojrzała na moje ręce i kazała mi pójść za nią. Nie! Jednak może powinienem?
   Poszedłem za młodą kobietą do pewnej sali. Usiadłem na kozetce i obserwowałem jej ruchy. Podeszła do szawki wyciągnęła kilka maści i nalała ciepłej wody do termoforu. Podeszła do mnie i przysunęła sobie krzesło.
Mimo wszystko ja górowałem nad nią wzrostem. Spojrzała mi w oczy i delikatną mała rączką złapała moją ogromną w porównaniu do niej. Zeszła wzrokiem na moje ręce. Była bardzo ładna drobna blondynka z długimi włosami o niebieskich oczach i gęstych rzęsach zgrabny nosek i śnieżnobiały uśmiech


   Po zrobieniu wszystkich badań i nałożeniu 10 000 maści zapomniałem, już po co tu właściwie jestem.
Cały stres znikną, gdy tylko mnie dotchnęła, ale to nie mogło trwać wiecznie.
Obiecuje, że jak tylko Vicky się wybudzi zostanie moim oczkiem w głowie

                            ~*~
                     3 dni później

  Z pokoju wyszła niska, pielęgniarka i podeszła do nas.
- Panna Victoria Harris była w bardzo poważnym stanie na szczęście już sie obudziła i najpóźniej jutro zostanie ona wypisana.-Jeeest! zaczynamy akcje 'come back Vicky'
- Czy my możemy ją odwiedzić?-zapytałem.
-Oczywiście! Tylko proszę pojedynczo i nie wzbudzać złych emocji w pacjentce.-
Wszyscy popatrzeliśmy po sobie. Kto pierwszy powinien wejść? Wypadałoby, żeby byli rodzice jednak ja nie mogłem się doczekać.
Staliśmy chwilę w ciszy aż nagle zostałem popchnięty na przód przez brata, o którego nogę prawie się potknąłem. Stałem chwilę przed naciśnięciem klamki. Wziąłem jeszcze jeden wdech i popchnąłem drzwi.
 Leżała na tym łóżku jak za karę. Głowę miała odwróconą w przeciwną stronę, ale, kiedy usłyszała otwieranie drzwi spojrzała na mnie.Czy możliwe jest schudnąć w 4 dni?
Podszedłem do jej łóżka, ale ta odwróciła głowę. Dlaczego? Zawołałem ją. Cisza. Złapałem za drobną dłoń. Cisza. Przez ten cały czas jak u niej, byle trzymałem ją za rękę, jednak żadne z nas się nie odezwało. Siedzieliśmy tak dobrą godzinę, a nasze dłonie powoli zaczynały się pocić, jednak ja nie miałem zamiaru puścić. Mógłbym tak siedzieć całą noc, żeby ją chronić, ale wredna pielęgniarka kazała mi wyjść, bo cisza nocna. Nie chętnie odłożyłem jej rączkę,a już przy drzwiach cofnąłem się i pocałowałem ją w czółko, na co żaden mięsień z jej twarzy nie drgnął.
    Wróciłem do domu umyłem się i poszedłem spać do jej pokoju, aby nacieszyć się jej zapachem, a od jutra zaczynamy akcję 'Wróć do mnie Victorio!' Ostatnimi myślami były 2 dziewczyny.




-----------------------------------------------------------------------------------------

  Hej lubię tutaj wpadać. Siadam przed laptopem i przez 2,3 godziny jestem w transie.
 Nadal nie mogę uwierzyć, że dodałam tą laskę z play'a (xd) mam słabość do blondynek.
NARESZCIE ZACZYNA SIĘ COŚ DZIAĆ !



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz